Z ogłoszeń: spoilery wszelakiej treści znajdziecie między jednym teledyskiem (Ariana Grande, Nathan Sykes- Almost is never enough) a drugim (AFI- 17 Crimes)
Nie ma za co!
eM nie mogła się doczekać tego filmu. Wiedzą o tym wszyscy, którzy ją znają.
I jak nigdy, eM nie jest zawiedziona!
Mimo kilku skrzywień nosa od eM, to była najlepsza ekranizacja książki jaką eM widziała.
Chyba, że o jakiejś zapomniała.
Zacznijmy od tego, że powinni zmienić tytuł na Miasto Biegania. eM dostawała zadyszki tylko patrząc na tych wszystkich ludzi biegających po ekranie.
I współczuła dziewczynom, które miały bardzo niebezpieczne, a zarazem piękne buty.
eM się nie dziwi Izzy, że w takich butach biega. W takich butach można umierać!
Ogólnie stroje były takie, jak powinny być. Chociaż eM miałaby problemy, żeby je na siebie założyć.
A jakby przyszło Wam kiedykolwiek walczyć, to pamiętajcie: lodówka i patelnia! To jest to!
eM musi jeszcze trochę poćwiczyć, ale już mniej więcej wie o co w tym chodzi.
Pozmieniali w filmie, oj pozmieniali sporo, ale pozmieniali to w taki sposób, że eM tak naprawdę to nie przeszkadzało (aż tak bardzo). Dlaczego?
Bo cała reszta była świetna.
Oprócz jednej sceny, ale o tym później.
Wszyscy, którzy marudzili, że Jamie nie da sobie rady, niech sobie to obejrzą. Proszę.
Chłopak może i nie odpowiada wyglądem książkowemu (a raczej polskookładkowemu) Jace'owi, ale ma to COŚ.
eM pokochała tego Jace'go od jego wypolerowanych czarnych butów, po czubek jego natapirowanych, polanych hektolitrami lakieru włosów.
On nie gra Jace'a. On nim jest. Doskonale oddał, to co w tym bohaterze najważniejsze.
I eM nie pozwólcie eM zacząć rozpływać się nad jego głosem i akcentem.
Nocni Łowcy z brytyjskim akcentem to strzał w dziesiątkę!
I nad tym jak walczy. O mamusiu, kiedy eM będzie oglądała kiedyś ponownie ten film, będzie musiała zainwestować w śliniaczek.
Kolejnym bohaterem, który został oddany wiernie na ekranie był Simon. eM obawiała się, że Simon straci swoją nerdowatość.
Pff! Simon też był świetny, a jego wyznanie... Oh, biedne serce (którego nie ma) eM!
Jak w książce nigdy eM nie przepadała za Simonem, tak tutaj...
<3
Izzy miała większy udział w filmie niż to miało miejsce w książce. Jemima jako Izzy podobała się eM, chociaż koleżanka eM stwierdziła, że walczyła kiepsko.
Magnus miał zmieniony głos. Posłuchajcie wywiadów Godfrey'a i posłuchajcie tego jak mówi. No i za mało brokatu. ZA MAŁO BROKTU. Ale ogólnie bardzo Magnusowo.
Luke i Jocy- tacy jak powinni być.
Clary, jak Clary. Czy dla kogoś w tej serii, to Clary jest ważną postacią? ;)
Nie no, dobra. Lily Collins dała radę. Miała sporo różnych min i nie była drewnem.
Nie, eM wcale nie sugeruje tu nikogo.
Najgorzej według eM wypadł Alec. I Walenty. Alec miał za mało czasu na ekranie, a Walenty... Z Walentego trochę głupka zrobili, zdradzili coś co powinno zostać w 3 części zdradzone i to Hodge mu pewien pomysł podsunął.
Więcej o tym po stronie spoilerów.
Chodźcie na drugą stronę, eM ma ciasteczka!
No własnie.
eM chyba po raz pierwszy jest zadowolona z wprowadzonych zmian zmian w filmie. Chociaż marudzić zawsze można.
Twórcy filmu, aby zapewnić sobie kolejną część i ludzi na niej, nie mogli tego inaczej rozegrać, żeby nie zostać zjedzonym przez profesjonalnych recenzentów. Musieli widowni powiedzieć, że Jace i Clary nie są rodzeństwem, a to w jaki sposób to zrobili nie był nachalny. Był taki w sam raz.
Daje to inny wydźwięk niż w książce, ale uważa, że dobrze zrobili.
Czego eM za bardzo nie rozumie to dlaczego pokazano, że Simon został dziabnięty przez wampira i nic nie zostało z tym zrobione?
Heloł? Zaczynasz widzieć normalnie bez okularów po tym jak uczestniczysz w bitwie z WAMPIRAMI i to po Tobie spływa? No chyba nie!
Kolejnym wątkiem interesującym eM jest to, że Jace nie pamiętał Walentyna. Czyżby manipulacja pamięcią? Rozumiem, nie mieli czasu wszystkiego dokładnie opowiadać, jednak relacja Jace- Walenty była w książkach troszkę ważna.
No i Walenty już potrafi przywoływać Demony, nawet w Instytucie, więc po co ta afera? No i nie dostał prawdziwego Kielicha...
Widzicie, zmienili sporo, ale eM czuje, że to gdzieś zmierza. I się to wszystko przyjemnie oglądało.
Najbardziej eM zirytowało:
-że powiedzieli, że Walenty kombinował z kielichem, demonami i aniołami i Jace i Clary są jego stworzonkami.
-że serafickie ostrza nie zapalały się, nie było krzyczenia ich imion i wszyscy mogli ich dotykać (Luke, anyone?)
-Clary zatrzymuje demony jakimś dziwnym sposobem i zamiast je rozwalić, to co robimy? Przechodzimy obok nich i dopiero jak zacznąć się ruszać to próbujemy ocalić swoje tyłki.
Ludzie! Już eM byłaby lepszym Nocnym Łowcą!
-scena w oranżerii. SERIO? Ona była tak... Sztuczna i ta muzyka... I ten deszcz.. eM się śmiała. Całkiem głośno i nie była sama. Demi Lovato. eM wiedziała, że jesteś złą wróżbą!
-nic nie było o parabatai.NO JAK TO? Wszystko zostało sprowadzone do uczucia Aleca do Jace'a.
Nie fanie.
Ale to tylko takie mini mini marudzenie, bo aż tak bardzo to nie raziło po oczach.
KONIEC PSOT !
Miasto Kości ma jeszcze kilka innych mocnych punktów.
To CGI i sceny walki.

No i sceny walki, które działy się tak szybko, że eM odróżniała tylko blond tapir polany lakierem Jace'go i bicz Izzy. eM poprosi o taki bicz.
Simon i Alec gdzieś się w tle zlewali.
eM ostatnio coś za bardzo docenia piękne sceny walki.
Soundtrack, oprócz jednej piosenki (demilovatoekheme) jest świetny, chociaż eM nie znała go na tyle, żeby śpiewać, ale teraz to nadrabia!
A i eM poprosi o te runy co pomagają sprzątać w pokoju!
Tylko niech będzie łatwa, bo zdolności plastyczne eM pozwalają jej jedynie na narysowanie Angelic Power.