12:40

eM radzi: jak zapomnieć o kanonie?

eM radzi: jak zapomnieć o kanonie?


Kanon (z ang. canon) - w rozumieniu fandomu, zbiór wszystkich faktów, które zostały udostępnione przez twórcę danego dzieła i które są traktowane przez jego odbiorców jak świętość. Możemy wyróżnić kanon-który-trudno-obalić pochodzący bezpośrednio z dzieła (z książki, odcinka serialu, filmu) oraz kanon-który-jak-zdejmiemy-okulary-to-możemy-go-przeoczyć (wywiady z twórcami, spotkania z fanami, wypowiedzi twórców w social media)

Tak, tak. Dzisiaj będziemy rozmawiać o tym, co zrobić, kiedy twórca twierdzi, że powinniśmy pogodzić się z tym, że z naszymi kochanymi bohaterami (lub zasadami rządzącymi światem) stało się coś bardzo dziwnego, co odbiega od poprzednich zachowań bądź informacji otrzymanych przez nas na ten temat. 


W takim momencie istnieją dwie możliwości:
  • trzeba zaakceptować to, że nic w tym świecie nie jest idealne i uznać nowe informacje za część kanonu,
  • wyprzeć się i zapomnieć o istnieniu kanonu. 

W przeciągu ostatniego roku eM miała wątpliwą przyjemność bycia w takiej sytuacji (Przeklęte dziecko, Sherlock 4), dlatego podzieli się z Wami kilkoma pomysłami jak ją przetrwać. 

Pierwszą rzeczą, której możecie spróbować, jest próba zapomnienia o tym, że kiedykolwiek mieliście styczność z tym dziełem. Wiecie, czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Dodatkowo, warto używać argumentu dotyczącego niewypowiadania się o czymś, czego się nie widziało, kiedy ludzie próbują wciągnąć Was w konwersację na ten temat. 

By unikać tego tematu, warto informować na każdym kroku swoich znajomych (żeby przypadkiem nie zapomnieli jaki jest Wasz stosunek do dzieła), że jeszcze nic nie widzieliście i że mają nawet nie myśleć, o najmniejszym nawet spoilerowaniu. Przy czym trzeba uważać, bo znajomi potrafią być złośliwymi bestiami, które będą próbowały uprzykrzyć Wam życie. 

Tak może wyglądać eM, kiedy nie zgadza się z kanonem

Jeżeli nie zgadzacie się z tym, co się stało w książce lub serialu, zawsze możecie przeprowadzić dogłębną analizę kanonu przed i po, której wyniki pozwolą stwierdzić, że dzieło wcale nie jest prawdziwą częścią kanonu, a jedynie żartem twórcy, który prawdziwą wersję wypuści w najmniej oczekiwanym momencie. Popatrzcie tylko na fandom Sherlocka

Zawsze można znaleźć też jakiś argument, który pozwoli na stwierdzenie, że dzieło jest swego rodzaju fanfiction. Na przykład twórca miał niewielki wpływ na to dzieło, albo użyczył swojego świata komuś innemu. A przecież wszyscy wiedzą, że fanfiction nie może być kanonem, prawda? eM patrzy na ciebie, Przeklęte Dziecko

Ekstremalna wersja, dla ludzi z dużą kasą pod ręką: wykupcie prawa do świata, obalcie stary kanon (no dobra, chodzi bardziej o obalenie tego, co Wam się nie spodobało) a na jego miejsce stwórzcie nowy (ewentualnie może być oparty na starym, bo przecież nie wszystko musiało być złe, prawda?). Chyba eM nie musi podawać przykładu. 

Zawsze też możecie spróbować przenieść się w czasie i zapobiec stworzeniu dzieła przez twórcę. Że niby nie da się podróżować w czasie? Jeżeli macie tak ważną misję, na pewno dacie radę obejść taki problem. 

A jeżeli nie chcecie ingerować w proces twórczy, żeby nie wyszło coś jeszcze gorszego (czyli jeżeli jesteście pesymistami), możecie się przenieść w czasie i zapobiec zapoznaniu się z dziełem przez Was samych. Proste? Proste. A skoro jesteśmy znowu w temacie zapominania, to wiecie, amnezja to sposób na zapomnienie. Istnieje jednak ryzyko, że sobie przypomnicie. Albo znowu się zetkniecie z dziełem. 
Tak wyglądałaby rozmowa niezadowolonych fanów z twórcami kanonu.

Spróbujcie sprawdzić, czy na pewno nie śpicie. Koszmary potrafią przybierać różne formy, a kanon, który poszedł w złym kierunku może być przerażającym koszmarem. Albo pomyślcie sobie, że to był tylko sen bohatera, który nie potrafi rozróżnić tego co się dzieje naprawdę od marzeń sennych (punkt dla Was: dzięki temu możecie się zgadzać z częścią wydarzeń!).

Jeżeli informacja wyszła od twórcy w czasie wywiadu, w mediach społecznościowych lub na spotkaniu z fanami, zawsze możecie stwierdzić, że nie uznajecie kanonu, który nie pochodzi bezpośrednio z dzieła. Trudność polega na tym, że powinniście się wyprzeć takiego kanonu w całości, bez żadnych wyjątków, żeby sprawiać wrażenie osoby, która wie co robi. 

Przy negacji kanonu, przydaje się grupa wsparcia (razem zawsze raźniej!), której członkowie mają problem z nowościami w kanonie. Dzięki temu będzie Wam łatwiej przekonać cały fandom, że pewne elementy tak naprawdę nie istnieją. Warto po cichu rozprowadzać informacje o innych elementach kanonu, tak, żeby nikt już nie wiedział co jest kanonem, a co kanonem danej osoby (headcanon). 

A Wy? Jaki macie stosunek do kanonu? Jesteście jego strażnikami, którzy kręcą nosem na każde odstępstwo, czy traktujecie go luźno? Co robicie, kiedy widzicie, że twórców poniosło i nie zgadzacie się z tym co się stało?

18:21

Przeuroczy film z nadmiarem nagród (La la land)

Przeuroczy film z nadmiarem nagród (La la land)
[Zwiastun]
Wiecie jak to jest z filmami, które zgarną mnóstwo nominacji (a potem cały worek ważnych nagród).
Wszyscy chcą je zobaczyć (no bo przecież to musi być dobre!), wszyscy (no dobra, prawie wszyscy) nastawiają się na coś wspaniałego (no bo przecież musi takie być!), a potem wszyscy (no wiecie, co o eM chodzi) zastanawiają się, czy na pewno oglądali ten sam filmy co krytycy. 

A przynajmniej takie odczucie bardzo często towarzyszy eM. 
Dlatego, kiedy pojawia się film, który szturmem zdobywa uznanie i wszystkie nagrody, eM jest podejrzliwa. Nawet bardzo. Szczególnie, że przez takie zamieszanie, jej oczekiwania rosną. 

Całe szczęście, jakimś dziwnym trafem, eM dowiedziała się o istnieniu La la land, na jakiś czas przed tym całym Hej, zdobyliśmy 7 Złotych Globów i mamy 14 nominacji do Oscara. 

I chociaż eM miała swoje obawy, że znowu nie zrozumie o co to całe zamieszanie, tym razem było to niepotrzebne. 

eM jest kupiona. 
Okej, może i to nie jest film na miarę tych wszystkich nagród, ale jest przecudowny.
I uroczy. 

Prawdopodobnie tak wyglądała eM opowiadająca o filmie zaraz po seansie.

Zacznijmy od tego co widać od razu. 

La la land jest pięknym filmem. 
Od samego początku czuć, że twórcy chcieli nawiązać do klasyki kina i to się im udało (a przynajmniej na tyle na ile eM kojarzy klasykę kinową)

Ba! Zauważyliście, że nawet najnowsze osiągnięcia technologiczne są ograniczone do niezbędnego minimum. Nie ma mediów społecznościowych. Nie ma wielkich kompleksów filmowych. 

Szerokie ujęcia, klimatyczne miejsca, zabawa kolorami - to wszystko spowodowało, że eM czuła się, jakby na jej oczy nałożono balsam.

No dobrze, oprócz momentów, gdzie ewidentnie było widać, że aktorzy pracowali na zielonym ekranie. To bolało, ale nie było tego tak dużo, żeby popsuło wrażenie o całym filmie.

Przy okazji: jeżeli ktoś wie, gdzie znaleźć sukienki w stylu tych, które nosiła Mia to dajcie znać. Koleżanka szuka. No i eM może też. 

Przypadek? No chyba nie!

Piękny obrazek dopełnia gra Emmy Stone i Ryana Goslinga, bo nie ukrywajmy, La la land jest ich filmem. Owszem, w tle przewijają się inni bohaterowie, ale są wręcz niezauważalni.

To może być też kwestia chemii między nimi, bo nie da się zaprzeczyć, że ją mają. W końcu nie graliby razem w tylu filmach (trzech?) gdyby jej nie mieli. Po za tym, powiedzmy sobie szczerze dobrze jest na nich popatrzeć. Szczególnie, kiedy scenografia w tle też jest ładna.

W tym momencie, eM chciałaby doprecyzować jedną sprawę: La la land nie jest typowym musicalem. Chociaż mogłoby się tak wydawać po wszystkich opisach i pierwszej scenie (która, jak się potem okazuje idealnie odzwierciedla to co się wydarzy w filmie. No dobra, nie ona, a piosenka w niej, ale łapiecie o co chodzi). Piosenki ( i muzyka w ogóle) są ważnym elementem, ale nie jest ich jakoś szczególnie dużo. I jeżeli eM ma być z Wami szczera, to dopiero po przesłuchaniu piosenek w domu udało jej się do nich przekonać w stu procentach, bo w kinie bardzo nie pasował jej do tego wszystkiego głos Goslinga.

Ale jak już wpadły eM w ucho, to trudno było jej się od nich uwolnić.   

Przykład odpowiedniej motywacji

To może w końcu eM napisze o czym tak naprawdę jest La la land

To historia, którą słyszeliście lub widzieliście już wiele razy. Serio. Nic odkrywczego. 
Dwoje ludzi, którzy mają marzenia, żeby zaistnieć w świecie filmu i muzyki, jednak życie ciągle stawia im kłody pod nogi. Aż tu pewnego dnia, przypadkiem się spotykają. I chyba eM nie musi Wam opowiadać co było dalej. Droga do sławy nie jest łatwa, a marzenia nie spełniają się ot tak. 

Jednak jest coś, co powoduje, że historia różni się od tego co mogliście już widzieć, a jest to zakończenie. Szczerze powiedziawszy, eM od dawna nie widziała tak dobrego zakończenia  tak przewidywalnej historii. 

Bo historia w połączeniu ze scenografią, wyglądem aktorów, muzyką i śpiewem mogła być przesłodzonym, kiczowatym tworem. Tak się nie stało. Dostaliśmy historię, która mimo swoich kolorów, mimo pięknych obrazów pokazuje nam, że czasami trzeba dokonać wyboru, który zaważy na naszym dalszym życiu. 

Czy La la land zasługuje na te wszystkie nominacje i nagrody?
eM się powtórzy i napisze, że ten film jest przeuroczym filmem, do którego będzie można wracać w długie, ponure jesienne wieczory. Zrozumiałaby gdyby dostał kilka nagród, jednak to co się dzieje? To trochę za dużo. 

Przez to ludzie nastawiają się na coś, co spowoduje, ze spadną im kapcie z nóg (a raczej buty? bo chyba nikt nie chodzi w kapciach do kina). Zamiast spróbować poczuć klimat i zobaczyć co będzie się działo, próbują zrozumieć czemu ten film otrzymał tyle nagród i nominacji. I kiedy tego wyjaśnienia nie znajdują, są rozczarowani. Nic dziwnego. 

eM się podobało. Dawno nie widziała tak uroczego, dobrze zrobionego filmu. 
Jeżeli jeszcze go nie widzieliście, nie dajcie się ponieść oczekiwaniom. Spróbujcie podejść do seansu z otwartą głową. 

Wszystkie GIFy, które widzieliście, możecie znaleźć TUTAJ
Copyright © eM poleca , Blogger